Witam wszystkich bardzo serdecznie
Od 24 maja jesteśmy posiadaczami suni w typie ACD. Piszę, że w typie dlatego, że tylko jeden z rodziców miał rodowód - ojciec.
Jak ktoś jest zainteresowany, to opiszę naszą historię
Otóż w domu mamy już jedną sukę, kundla. Ćwiczymy z nią rally-o i frisbee, trochę pracy węchowej. Jednak z powodu wypadku samochodowego, nie możemy jej zbytnio przemęczać. Przez ostatni rok braliśmy szczeniaki ze schroniska na dom tymczasowy, żeby nasza psica się przyzwyczajała do innych psiaków w domu (i przy okazji znaleźliśmy nowe domy 8 szczeniakom!). Długo zastanawialiśmy się jakiej rasy psa wziąć, żeby miał predyspozycje do frisbee. Myśleliśmy nad kelpie, lundehundem, islandzkim szpicem i sheltie. Jednak pewnego dnia znajoma znalazła ogłoszenie w Internecie, że ktoś ma do adopcji szczeniaki ACD. Zdziwiłam się, dlaczego akurat do adopcji, a nie na sprzedaż. Okazało się, że tylko ojciec ma rodowód. Przez telefon facet powiedział, że chce symboliczną kwotę, za szczepienia. No to lipa, na pewno pseudohodowla. Dzwoniliśmy wiele razy, pytaliśmy o różne rzeczy, o socjalizacje, o warunki, nawet wprost spytaliśmy, czy to nie pseudohodowla. Na wszystkie pytania dostawaliśmy odpowiedzi takie, jakie byśmy chcieli usłyszeć. Ale nie wierzyliśmy słowom. Jako, że sympatujemy z różnymi fundacjami i schroniskami i w "rozbijaniu" pseudo już braliśmy udział (chichuachua i yorków), postanowiliśmy pojechać tam i po prostu sprawdzić. Jak okaże się, że to nie ściema, to bierzemy szczeniaka, jak jest inaczej, zgłaszamy to miejsce i robimy z nim co trzeba.
Pojechaliśmy. Okazało się, że facet ma ranczo, miejsce mega zadbane, psy biegają luzem, z radością podbiegają do nas (wielki plus, że nie bronią terenu, nie wykazują w ogóle agresji do obcych itp.). Historia rodziców w skrócie jest taka: oni sobie kupili ACD (ojciec z rodowodem) do koni, pewnym ludziom, którzy odwiedzali ranczo tak się spodobała ta rasa, że też postanowili ją nabyć. Jednak po pewnym czasie nie dawali sobie z nim rady i postanowili oddać psiaka do osób, które mają już z nimi doświadczenie. Facet ma bzika na punkcie koni, psami mniej się przejmuje, więc suka nie została wysterylizowana i stąd szczeniaki. Brzmiało nam to trochę podejrzanie. Ale sprawdziliśmy w Internecie, że oni te konie sprzedają za kilkadziesiąt tysięcy, mają ogromne ziemie, stajnie, wszystkie zwierzęta na posesji baardzo zadbane, czyściutko... no kurde, za nic nie można się było przyczepić. Szczeniaki w czyściutkim kojcu, wypuszczane regularnie na ogrodzoną trawę, wszystkie dobrze zsocjalizowane, zaszczepione, odrobaczone. I tak wzięliśmy szczeniaka. Do tej pory żyjemy w przekonaniu, że trafił nam się los na loterii. Ale może ktoś (komu chciało się to czytać
) słyszał o jakiejś pseudo w Polsce i powie, że zostaliśmy oszukani? Mam ogromną nadzieję, że nie, ale wolę znać prawdę. Sunia ma na imię Bona, od pierwszych dni pracujemy nad jej socjalizacją, nie boi się niczego, uwielbia wszystkich ludzi. W stosunku do psów jest bardzo pewna siebie, ale nie agresywna. Dzięki niej jesteśmy zauroczeni cattle dogami
Ania
ego, to tu sprawa jasna, w sprawie linii matki odezwij się.