spoko, spoko James tak też miał- był nachalny a raczej upierdliwy jak mucha i nie zniechęcało go powarkiwanie innych psów do sądnego dnia, w którym pańcia wpadła na genialny pomysł zapięcia na smyczkę owego delikwenta i ciężarnej suki aby ta ostatnia nacieszyła się ostatnimi chwilami wolności przed pojawieniem się na świecie małych diabełków.
Ruszyliśmy w teren i całkiem spokojnie nam się wędrowało, ale w drodze powrotnej tak z 1 km od domu osaczyły nas wiejskie burasy- właściciela na horyzoncie nie było a kundle były natarczywe no i zadziałało no bo jak tak można na ciężarną napadać
O dziwo Cheyenne się nie miotała, ale James się miotał za 10 cattli i tak stałam na środku drogi bo co się przesunęłam to te kundle ze mną. Przejście 500 m zajęło mi chyba z godzinę a dopiero po tym dystansie odpuściły i polazły w swoją stronę. James się za to zbyt wiele nauczył choć na własnym podwórku jest wciąż tym samym, spolegliwym psiakiem, którego cholernie trudno sprowokować do pokazania zębów (w sumie to tylko Ozonowi się udaje średnio raz na m-c) za to jak tylko pójdzie w teren i gdzieś się zatrzyma na dłuższą chwilę jego ego rośnie jak balonik dmuchany przed sylwestrową zabawą. No i teraz trza psa do pionu przywracać...
Oby Orso jak najdłużej był takim psiakiem choć pewnie burza hormonów wkrótce się zacznie.